Ależ dobrze spocząć czasem w Kurancie. Zawsze, gdy tu jestem ogarnia mnie błogi spokój. Za oknem – moim, dającym światło – życie pędzi. Ja siedzę, spoglądam.

Kilka miesięcy wcześniej – byłem wtedy daleko poza granicami kraju – telefon od Marty. – Tadziu! Jak to?! Nie znasz Kuranta?! Tutaj się siedzi wśród zagadujących cię, krakowskich dziadków! Toż to miejsce stworzone dla ciebie! – Dobrze Martuś! Sprawdzę, jak tylko wrócę.

Sprawdziłem i… zasiedziałem się. Odtąd regularnie „zasiaduję się” w tej uroczej księgarnio-sklepo-muzyczno-kawiarnio-galerii sztuki, w której zatrzymuję swój czas.


SZKIC WYKONANO PIÓREM