„Toż to banał, ot naiwna egzaltacja” – rzekniesz. „Zamilcz stetryczały moralisto!” – zakrzykniesz, poprawiając nabożnie, wsunięte w kasztanowe włosy, przeciwsłoneczne okulary zagranicznej marki. W mniemaniu wielu ci bliskich tak bardzo są „MADŻESTIK”, że trwający dzień pochmurny nie odważyłby się sprowadzić do absurdu obecności ich na twej głowinie.
Oto narasta we mnie złość wobec twej filisterskiej rzeczywistości krętactwa, cwaniactwa i zduszonej wrażliwości.
W panicznej potrzebie oczyszczenia mój organizm zaaranżował dziś – ku wielkiej swej chwale – me spotkanie z Szekspirem. Po raz wtóry otworzyłem „Hamleta” w przekładzie Stanisława Barańczaka. – „Świat? Śmiechu warte: nieplewiony ogród, gdzie się panoszy zielsko ordynarnej ludzkiej podłości”.
Uświadomiłem sobie jednakowoż jak zbawiennym i ozdrowieńczym jest obcowanie z maestrią szekspirowskiej symfonii słów. Z metaforyką nadającą barwę, formę i kształt każdej emocji, chwili i aurze. Teraz, gdy ponownie doświadczam tego kanonu aktów i scen, dialogów i myśli, czuję się wysłuchany. Czuję, że jestem we właściwym miejscu, mimo iż czas mógłby być inny. Choć z drugiej strony, słyszę słowa Kazimierza Przerwy – Tetmajera:
„Eviva l’arte! Niechaj pasie brzuchy
Nędzny filistrów naród! My artyści,
My, którym często na chleb braknie suchy,
My, do jesiennych tak podobni liści,
I tak wykrzykniem: gdy wszystko nic warte,
Eviva l’arte!”
Być może czas w gruncie rzeczy nigdy nie miał znaczenia. Być może szlachetność ludzkiej duszy pozostaje z nim bez związku…
AKWARELA I TUSZ NA PAPIERZE [30X40]